BEATA & BARTEK wyprawy

ALBANIA - Shëngjin - Szkodra




To, co było widać w Bośni, bardziej w Kosowie, potwierdziło się też w Albanii. Prawie każde miasto to jeden wielki plac budowy, zwłaszcza te mniejsze miasteczka i wioski, gdzie na potęgę budowane są domy, stacje benzynowe, hotele i inne. Na ulicach specyficzny budowlany nieład i mężczyźni spacerujący grupami, trzymający się za ręce, przesiadujący w knajpach lub po prostu na ulicy.
Pędziliśmy Szczepanem prosto na stolicę, ale upał dawał nam nieźle popalić! Mieliśmy już dość kontynentu i po krótkiej naradzie postanowiliśmy odbić na wybrzeże i tak trafiliśmy do Shëngjin.


Pierwszy kontakt z Adriatykiem był dla nas jak bajka: wspaniała woda, piaszczysta plaża i pierwsza opalenizna. Dopiero potem zobaczyliśmy, co tak na prawdę kryje albańska plaża. Wybraliśmy się na spacer wzdłuż wybrzeża. Miejscowości jest typowo turystyczna, wzdłuż plaży ciągną się piętrowe hotele i parasolki oraz leżaczki, każdy w innym kształcie i kolorze, żeby było wiadomo, do którego hotelu należą. Hotel jeden przy drugim, zero przestrzeni na jakikolwiek placyk czy drzewko, a tam, gdzie jeszcze było miejsce budowane są następne molochy. Z przodu wszystko ładnie, pięknie, ale wystarczy pójść w stronę miasta, na drogę biegnącą za hotelami, żeby zobaczyć tonę śmieci, ścieki wylewane prosto na ulicę, rozwalające się baraki i tym podobne rzeczy. Spacerując po plaży odkryliśmy też tonę śmieci wyrzuconą do morza wprost za klifem.
To, że w każdym z państw zatrzymywaliśmy się średnio na jeden, półtora dnia powodowało, że mieliśmy małe problemy z walutą. Środkiem płatniczym w Albanii są leki. W całej byłej Jugosławii można płacić euro, jednak tylko pieniędzmi papierowymi, a resztę wydają w ich walucie. Oczywiście są kantory i bankomaty, tyle, że w miejscowości takie,j jak Shëngjini, gdzie jest tylko twó domek, plaża i knajpy ciężko było wymienić walutę. Właściciele restauracji ostentacyjnie nie chcieli tego robić, udało mi się dopiero w małej budce z burkami.
Rankiem zebraliśmy się do dalszej drogi, jeszcze tylko podpisy na koszulkach od sympatycznych Włochów, właścicielki restauracji oraz kempingu i w drogę. Kierunek północny na Szkodrę. Dotarliśmy tam całkiem szybko, naszym celem było znalezienie poczty i wysłanie kartek, dalej skierowaliśmy się na zamek Rozafa, leżący kilka kilometrów od miasta. Wiedzie do niego stroma, brukowana droga. Ta monumentalna twierdza pamięta jeszcze czasy antyczne, posiada dobrze zachowane mury obronne, dziedzińce i bramy. Roztacza się z niej wspaniały widok na Szkodrę i jezioro Szkoderskie.





